Budżet NaszEauto topnieje w oczach. Zamiast kwietnia 2026 r., program może zakończyć się już w styczniu. Dla flot i dealerów to sygnał alarmowy - niemiecki scenariusz pokazał, co dzieje się po odcięciu dotacji. Szczegóły przedstawia "Rzeczpospolita".
Pierwotna pula 1,6 mld zł miała zapewnić stabilność rynku przez kolejne półtora roku. Po cięciach zostało niespełna 1,2 mld zł, a tempo wydatkowania środków przekroczyło najczarniejsze prognozy. Według analizy Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności, o której informuje "Rzeczpospolita", finał programu może nastąpić już za kilka tygodni - najpóźniej w lutym 2026 r.
To nie jest dobra wiadomość dla zarządzających flotami. Dotacje do 40 tys. zł realnie wpływały na ekonomikę zakupu - szczególnie w segmencie pojazdów dla przedstawicieli handlowych czy kadry zarządzającej. Przy cenach popularnych modeli EV oscylujących wokół 160-220 tys. zł, różnica między leasingiem z dofinansowaniem a bez niego to nawet kilkaset złotych miesięcznej raty.
Polski rynek elektryczny w ostatnich miesiącach notował dynamikę, której nie powstydziłyby się większe gospodarki regionu. Prognozy wskazują, że do końca roku udział elektryków w sprzedaży nowych aut osobowych osiągnie 6,5 proc. - lepszy wynik niż w Czechach, Słowacji, Grecji czy Włoszech. To efekt nie tylko dopłat, ale także rosnącej dostępności modeli i rozwoju infrastruktury ładowania - podaje "Rzeczpospolita".
Niemcy pokazały, jak wygląda tąpnięcie
Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, nie pozostawia złudzeń co do konsekwencji zakończenia programu. Podkreśla, że spadek rejestracji nastąpi niemal natychmiast po wyczerpaniu środków. Bariera cenowa pozostaje głównym czynnikiem blokującym masową adopcję elektryków w Polsce.
– Najtrudniejsze będą pierwsze miesiące po zakończeniu dopłat. Skutki zobaczymy błyskawicznie – ostrzega Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar.
Jego prognoza brzmi dramatycznie: spadek sprzedaży aut elektrycznych nawet o 50 proc. w skali kilku miesięcy. Nie jest to czarny scenariusz - to powtórzenie tego, co wydarzyło się za zachodnią granicą. Niemcy po wygaszeniu dopłat z końcem 2023 r. zanotowały 40-proc. załamanie popytu na EV. Tuż przed finałem programu nastąpił krótkotrwały boom - klienci chcieli zdążyć z zakupem. Potem przyszło wyhamowanie.
Polska może przeżyć identyczny cykl. Dealerzy już obserwują zwiększone zainteresowanie - część klientów próbuje zamknąć transakcje, zanim pieniądze się skończą. Problem w tym, że po szczycie przyjdzie głęboki dołek. Zamówienia dealerskie spadną, importerzy ograniczą alokacje modeli na polski rynek, a część potencjalnych nabywców wróci do spalinówek lub odłoży decyzję na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Floty czekają na sygnał z rządu
Dla zarządzających flotami zakończenie NaszEauto oznacza konieczność rewizji strategii elektryfikacji. Wiele firm planowało stopniową wymianę pojazdów z uwzględnieniem dopłat w kalkulacji TCO. Bez subsydiów okres zwrotu inwestycji wydłuża się, a przewaga kosztowa elektryków nad hybrydami plug-in czy nowoczesnymi dieselami maleje.
Rynek czeka na decyzje ze strony rządu. Na razie cisza. Nie ogłoszono żadnych planów kontynuacji programu ani wprowadzenia alternatywnych form wsparcia. Brak jasnego sygnału co do przyszłości polityki elektromobilności w Polsce paraliżuje długoterminowe decyzje zakupowe.
Eksperci wskazują, że bez nowych mechanizmów wsparcia lub znaczącego spadku cen samochodów elektrycznych, dynamika rozwoju rynku EV w Polsce może zostać zahamowana na lata. Część graczy rozważa już scenariusze awaryjne - od promocji modeli hybrydowych po agresywne kampanie rabatowe na magazynowe egzemplarze elektryków.
Sytuacja komplikuje się dodatkowo w kontekście unijnych celów redukcji emisji CO2 dla flot. Firmy zobowiązane regulacjami do obniżenia średniej emisji swoich pojazdów mogą stanąć przed dylematem: płacić kary za przekroczenie limitów czy kupować droższe elektyki bez wsparcia państwa. To szczególnie dotkliwe dla sektorów o dużych flotach operacyjnych - kurierskich, taxi, car-sharingu.
Program NaszEauto wystartował w lipcu 2024 r. jako kontynuacja wcześniejszych inicjatyw wspierających elektryfikację transportu w Polsce. Był to jeden z elementów szerszej strategii dekarbonizacji, zakładającej osiągnięcie miliona elektryków na polskich drogach do 2030 r. Dotacje obejmowały zarówno osoby prywatne, jak i przedsiębiorców, z wyższymi stawkami dla firm rozwijających infrastrukturę ładowania. Przez ponad rok funkcjonowania program przyczynił się do rejestracji kilkudziesięciu tysięcy pojazdów zeroemisyjnych, stając się jednym z najważniejszych narzędzi stymulujących popyt na rynku flotowym. Historia dotacji do elektryków w Europie pokazuje jednak, że subsydia działają jak katalizator - przyspieszają adopcję, ale nie zastępują fundamentalnych zmian w ekonomice produktu. Kraje, które osiągnęły trwały sukces w elektryfikacji, połączyły dopłaty z rozwojem infrastruktury, zachętami podatkowymi i długoterminową przewidywalnością regulacyjną.
