Ministerstwo Obrony Narodowej planuje na 2026 rok rezerwację 192 samochodów cywilnych – prawie czterokrotnie więcej niż rok wcześniej. Pierwszy przypadek właściciela Volvo, który dostał wezwanie do oddania auta, pokazuje: to nie martwy przepis z PRL, lecz realne narzędzie państwa.

Rozporządzenie ministra obrony narodowej dotyczące świadczeń rzeczowych na 2026 rok ustala limit 192 samochodów, 26 przyczep oraz 15 maszyn wraz z wyposażeniem. Dla porównania: rok wcześniej mowa była zaledwie o 50 pojazdach. Skok jest wyraźny i trudno traktować go jako techniczny szczegół planowania budżetowego.

Procedura działa już teraz. Właściciel prywatnego Volvo V90 otrzymał pismo urzędowe z informacją o rezerwacji pojazdu na potrzeby armii. Decyzja administracyjna, termin, obowiązek przekazania auta w pełni sprawnego i zatankowanego. To nie teoria – to rzeczywistość, która dotknęła konkretnego kierowcę.

Państwo nie zabiera pojazdu na stałe. Po wykorzystaniu auto wraca do właściciela. Nie jest to masowe zjawisko, ale tempo wzrostu planowanych rezerwacji każe traktować temat poważnie. Jeśli liczby rosną z 50 do 192 w ciągu roku, trudno mówić o incydencie.

Co to oznacza dla firm leasingowych i klientów flotowych

Branża leasingowa powinna zwrócić uwagę na jeden kluczowy aspekt: procedura dotyczy również pojazdów będących przedmiotem umów leasingu operacyjnego i finansowego. Gdy auto jest zarejestrowane na korzystającego, to on – nie firma leasingowa – otrzymuje decyzję administracyjną. Pytanie brzmi: kto ponosi ryzyko intensywnego użycia pojazdu przez wojsko i jak takie zdarzenie wpływa na warunki umowy?

Rekompensata finansowa jest określona przepisami. W przypadku samochodów osobowych obowiązują stawki kilometrowe znane z rozliczeń służbowych – 1,15 zł za kilometr dla aut o pojemności powyżej 900 cm3. To teoretycznie pokrywa paliwo i eksploatację. W praktyce nie rekompensuje ryzyka przyspieszonego zużycia pojazdu wartego kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych, który przez kilka dni lub tygodni będzie używany w warunkach terenowych lub ćwiczeniach mobilizacyjnych.

Dla ciężarówek i pojazdów użytkowych stawki są ryczałtowe. Auta o ładowności do 2 ton wyceniane są na 259,89 zł za dobę. Od 2 do 8 ton – 451,95 zł dziennie. Powyżej 8 ton – 655,31 zł. Maksymalna stawka dla pojazdów pozostałych to 813,49 zł za dobę. Przyczepy i naczepy rozliczane są jako 40 proc. stawki odpowiadającej klasie pojazdu ciągnącego.

Czy to wystarczająco dużo? Dla firmy transportowej przestój floty to utracone zlecenia, koszty zastępczego wynajmu sprzętu i opóźnienia w realizacji kontraktów. Ryczałt za dobę nie pokrywa tych strat. Problem dotyczy zwłaszcza firm, które operują na małej marży i nie mają rezerw sprzętowych.

Ryzyko, którego umowy leasingowe nie przewidują

Większość standardowych umów leasingu operacyjnego zawiera klauzule dotyczące użytkowania pojazdu – zakaz wynajmu osobom trzecim, zakaz używania do celów niezgodnych z przeznaczeniem, obowiązek dbałości o stan techniczny. Czy przekazanie auta na potrzeby armii mieści się w tych ramach? Formalnie korzystający wykonuje decyzję administracyjną, więc nie ma wyboru. Ale co z odpowiedzialnością za ewentualne uszkodzenia?

Przepisy przewidują odszkodowanie w przypadku szkód, ale każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie. To oznacza procedurę, dokumentację, prawdopodobnie spór o zakres uszkodzeń i ich wartość. Dla firmy leasingowej, która jest właścicielem pojazdu, to dodatkowe ryzyko operacyjne, którego nie da się łatwo wycenić ani ubezpieczyć.

Branża flotowa powinna zacząć uwzględniać ten scenariusz w umowach. Jasne zapisy dotyczące postępowania w przypadku otrzymania decyzji o rezerwacji pojazdu, podział odpowiedzialności między korzystającego a leasingodawcę, procedury zgłaszania szkód i dochodzenia odszkodowań – to elementy, które mogą zaoszczędzić miesięcy sporów i strat finansowych.

Skala zjawiska jest na razie ograniczona. Mówimy o promilu samochodów w Polsce. Ale tempo wzrostu budzi uwagę. Jeśli z roku na rok liczba rezerwowanych pojazdów rośnie niemal czterokrotnie, trudno udawać, że to tylko formalność planistyczna. Państwo realnie przygotowuje się do sytuacji, w których cywilna mobilność staje się częścią systemu obronnego.

Dla menedżerów flot i firm leasingowych to sygnał, by nie ignorować tematu. Nie chodzi o panikę, lecz o świadomość ryzyka i przygotowanie procedur na wypadek, gdy jeden z pojazdów z floty otrzyma wezwanie z pieczątką MON. To już nie abstrakcja – to element polityki bezpieczeństwa, który właśnie stał się realny.

Obowiązek świadczeń rzeczowych na rzecz obrony narodowej istnieje w polskim prawie od dziesięcioleci. Jego korzenie sięgają okresu powojennego, kiedy gospodarka planowa zakładała pełną mobilizację zasobów państwa w razie konfliktu. Przepisy ewoluowały, ale podstawowa zasada pozostała: w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa państwo ma prawo sięgnąć po cywilne zasoby transportowe. Przez lata była to martwa litera prawa. Dopiero obecna sytuacja geopolityczna sprawiła, że mechanizm zaczął działać realnie – i branża transportowa oraz leasingowa muszą się do tego dostosować, bo historia pokazuje, że ignorowanie takich sygnałów kończy się kosztownymi niespodziankami.